sie 24 2005

...


Komentarze: 2

Białe dzwoneczki
dźwięczą jak spadające na parapet szare krople,
jak łzy porwane przez wiatr i rozbite o skałę.

Mdły zapach
unosi się jak zapach krwi w powietrzu
jak ostatnia prośba o zmartwychwstanie.

Liśćmi otulone
jak wędrowiec w lesie w sennym koszmarze,
jak dłoń w dłoni zimna, bez nadziei, bez miłości...

...

Znalazłam powyższy tekst wśród innych, starych, zardzewiałych tekstów pisanych przeze mnie w przeszłości. Nie wiem dlaczego akurat teraz go tutaj zamieszczam. Tekst nie jest adekwatny do mojego nastroju. Traktuje o konwaliach, które dostałam kiedyś od Niego w ramach przeprosin. Było mi wtedy źle i dziwne rzeczy wykluły się w mojej głowie.

Siedzę znowu sama. Na czubkach palców mam jeszcze Jego zapach, który pozostał po wczesnoporannym pożegnaniu. Ten zapach zawsze będzie mi się kojarzył z Nim, z jego szyją, którą tak bardzo lubię obsypywać pocałunkami.

I tak daleko jeszcze do wieczoru ...


 

elizabeth : :
tabakaaaa
24 sierpnia 2005, 16:34
fajny wiersz :) jesli reszta jest równie dobra, to zamieszczaj je częściej :)
calm
24 sierpnia 2005, 11:52
trochę to jednak ze sobą powiązane.

Dodaj komentarz